Lech Poznań przegrał na inauguracje sezonu 2025/2026 PKO Ekstraklasy 1-4 z Cracovią. To najwyższa domowa porażka od meczu ćwierćfinału Ligi Konferencji z Fiorentiną. Kolejorz w każdym aspekcie zawodził, Pasy dobrze przygotowały się na konfrontacje z Mistrzem Polski.
Ten sezon PKO Ekstraklasy rozpoczął się w wyjątkowy sposób. Jagiellonia Białystok niespodziewanie uległa Bruk-Bet Termalice Nieciecza 0-4. Nawet po tym skrajnie sensacyjnym wyniku wydawałoby się, że nawet ta liga nie może być aż tak nielogiczna. Podopieczni Nielsa Frederiksena zadbali o to, by nieco wyświechtana doktryna logiki Ekstraklasy wciąż miała się dobrze.
Lech Poznań – Cracovia. Zjawiskowa transformacja ekscytacji w niepokój
Życie kibica Lecha Poznań to nieustanna huśtawka nastrojów. To niepodważalny fakt, którego potwierdzenie możemy znaleźć w rundzie wiosennej Mistrza Polski. Od euforii do tragedii, raz pewne Mistrzostwo, by później znowu coś sknocić.
Przed meczem, Lech Poznań ogłosił dwa nowe transfery. Na Bułgarską sprowadzono Timothyego Oume na zasadzie wypożyczenia ze Slavii Praga, a także Pablo Rodrigueza z US Lecce. Ostatni sezon spędził on na wypożyczeniu w Racingu de Santander. Cała wiara zgromadzona przy Bułgarskiej znów oczami wyobraźni zobaczyła piłkarzy Lecha wznoszących po raz drugi z rzędu puchar za Mistrzostwo Polski, a uszy już słyszały hymn Ligi Mistrzów wybrzmiewający z jednego z ważniejszych punktów na poznańskim Grunwaldzie. Żeby było bardziej abstrakcyjnie jeszcze przedwczoraj znowuż najbliższe miesiące Lecha przybrały barwy szarości. W raporcie zdrowotnym poinformowano o kontuzjach m.in. Patrika Walemarka i Daniela Hakansa. Obaj panowie nie zagrają już do końca roku.
Pablo Rodríguez podpisał czteroletni kontrakt z Lechem Poznań! 🇪🇸🔵⚪️#Rodríguez2029 pic.twitter.com/Sb9JGSgT4E
— Lech Poznań (@LechPoznan) July 18, 2025
Wystarczyły trzy minuty, by znów marzenia stały się złudzeniem, a plany o wielkim Kolejorzu zmieniły się w krótki, acz piękny sen. Filip Stojilkovic po fenomenalnym podaniu błyszczącego dziś Ajdina Hasinica otworzył wynik spotkania. Na dłuższy czas wstrzymano grę. Oprawa kibiców Lecha i Cracovii zadymiła murawę na tyle, że nie było mowy o żadnej grze. Może po wznowieniu Lech się obudzi? Może wreszcie Kolejorz nauczy się odwracać wynik spotkania? Takie pytania podsuwała nadzieja kibicom przywdzianym w niebiesko-białe barwy.
Odpowiedź przyszła szybko, była negatywna. Udzielił jej Hasić. Bośniak popisał się fenomenalnym uderzeniem po zagraniu Stojilkovicia. Być może również tragiczny Superpuchar Polski nie wymazał wspomnień kibiców z mistrzowskiej fety, gdzie w fenomenalnej, braterskiej atmosferze, pośród dymu i czerwieni emitowanych przez wszelkiej maści pirotechnikę, wspólnie z piłkarzami i sztabem świętowano upragnione i wyszarpane trofeum. Na pewno te reminiscencje odchodziły coraz dalej w kierunku śmietnika historii po każdej bramce Pasów.
Bezbarwny środek pola, doskonała gra Cracovii
Cracovia była dziś bezbłędna. Doskonale rozumiała grę Kolejorza. Znowuż wyłączono środek pola. Na początku postawa Antoniego Kozubala nie wyglądała wcale tak tragicznie, ale z czasem było tylko gorzej. Jakości nie wnosił nawet Gisli Thordarson, który zdecydowanie wyróżniał się na tle kolegów podczas sparingów. Amir Al-Ammari z Mikkelem Maigaardem weszli kilka poziomów wyżej od swoich poznańskich odpowiedników. Defensywa Pasów była szczelna. Każda próba zbliżenia się do szesnastki, otwarcia przestrzeni, jakikolwiek pojedynek czy podjęcie wyższego ryzyka kończyło się niepowodzeniem Lechitów. Symbolem bezradności z pierwszej połowy spotkania był obraz nieporadnej linii obrony, która wysoko ustawiona wymieniała za sobą podania desperacko poszukując sposobów na to, by stworzyć jakiekolwiek zagrożenie. Znowuż, bezskutecznie. Nie było choćby drobnej szparki, by móc ją wykorzystać i stworzyć akcje zwieńczoną strzałem, którego wartość wyniosłaby nieco więcej niż 0,01 xG.
Hasić & Stojilković & Minchev pic.twitter.com/pUJgeO7UF4
— HomiKSC (@HomiKSC) July 18, 2025
Z drobną pomocą przyszedł Gustav Henriksson, który zagrał piłkę ręką. Lech dostał rzut karny, Mikael Ishak wykorzystał jedenastkę z zimną krwią. Znowuż na Bułgarskiej zrobiło się głośniej, a nadzieja ponownie unosiła się nad stolicą Wielkopolski.
Nadzieja matką głupich
Wydawałoby się, że przerwa, zimny prysznic od chłodnego Nielsa Frederiksena będą w stanie zrobić robotę, choć za kadencji Duńczyka taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca. Cracovia ze stoickim spokojem dalej robiła swoje. Trzeba przyznać, że Luka Elsner poukładał to jak fachowiec. Nie było żadnego śladu po tej bezbarwnej Cracovii, która w erze schyłkowego Dawida Kroczka opierała swoją ofensywną grę o chamską lagę na Benjamina Kallmana modląc się, że fiński czarodziej wykona czarną robotę w pojedynkę. Czasem to wystarczało, ale nie było śladu po tych Pasach grających wesoły futbol jesienią ubiegłego sezonu. Zresztą, Cracovia na wiosnę zdobyła znacznie mniej oczek.
Pewna formuła się wyczerpała, ale Luka Elsner przywrócił w ten zespół tyle życia, entuzjazmu i mądrości, że kibice Cracovii mogą odczuwać ogromną dumę. Nawet ta defensywa, która przed rokiem była największą piętą achillesową zespołu z Kałuży 1 zaczęła się podobać. Spokój i konsekwencja, tym emanowała w tym meczu linia obrony Cracovii.
Joel Pereira z problemami na skrzydle, niepokojący Gumny
Na drugim biegunie chaos. Alex Douglas dał się zapamiętać jako piłkarz, który potrafi dobrze rozegrać piłkę, stworzyć sytuację będąc nominalnym środkowym obrońcom. Dziś strasznie się gubił. Antonio Milić był na posterunku przy stałych fragmentach gry, ale co z tego skoro obrońcy Cracovii niemal za każdym razem wyskakiwali wyżej albo mądrze zabierali mu jakąkolwiek przestrzeń, którą mógłby wykorzystać, by posłać piłkę do bramki. Robert Gumny nie był w stanie zneutralizować Minchewa, ani skonstruować wraz z Joelem Pereirą groźnej akcji prawą stroną boiska. Portugalczyk zanotował kolejny fatalny występ w roli skrzydłowego.
Potwierdzają to liczby. Na sześć przerzutów Roberta Gumnego ani jeden nie był celny. 16-krotnie tracił posiadanie. Joel Pereira – 20 razy. Dla porównania, Minchew futbolówkę tracił raptem cztery razy.
Bramki Cracovii padały po błędach indywidualnych. Michał Gurgul rozegrał dziś swój najgorszy mecz w koszulce Lecha Poznań. Jak nie on, to nieodpowiedzialność Gisliego Thordarsona. Pasy były gotowe, by przyjąć każdy taki prezent z pocałowaniem ręki. Mając do dyspozycji takiego piłkarza jak Ajdin Hasić trudno o inny scenariusz.
Lech Poznań utracił całą magię i umiejętności
Lech Poznań był wypatroszony ze swojej tożsamości. Atak pozycyjny, czyli to, co pod sterami Nielsa Frederiksena działało najlepiej kulał. Dynamika gry? Leżała. Po trzeciej, czwartej bramce piłkarze Lecha byli mentalnie rozbici. Może i Filip Szymczak się starał, bardziej angażował się w ofensywę, ale co z tego? To przecież nie jest piłkarz, który uratuje wynik, bo nie ma wystarczających umiejętności, by w trudnych chwilach wprowadzić Lecha na wyższy poziom.
Lech mentalnie dobity. Teoretycznie błyszczący Thordarson z fatalnym błędem. Wszystko, co nie działało w poprzednim sezonie w dzisiejszym meczu dziś nie działa, ale 10 razy bardziej. Ouma i Rodriguez zastanawiają się pewnie w co się wpakowali. Ał. #LPOCRA #Ekstraklasa
— Ziemowit Dziopa (@dziopixz) July 18, 2025
Żadne wyjaśnienia po tym meczu nie mają najmniejszego sensu. Żadna wymówka nie ma prawa zamaskować żenady, którą swoim fanom sprezentowali podopieczni Frederiksena.
Wielki powrót „mokrej szmaty”
Po zdobyciu Mistrzostwa Polski Lech Poznań w swoim mediach społecznościowych zamieścił filmik nawiązujący do autoironicznych żartów fanów Lecha o „mokrej szmacie”, która w metaforycznym ujęciu lądowała na twarzy kibiców po takich spotkaniach jak porażka ze Śląskiem Wrocław, Rakowem Częstochowa, Jagiellonią Białystok czy remisie z Radomiakiem Radom. W materiale wideo „mokra szmata” została wykorzystana do polerowania trofeum za Mistrzostwo Polski. Marketingowo, majstersztyk. Gorzej, że takie rzeczy mogą się źle zestarzeć. Któż by pomyślał, że nastąpi to tak szybko… Lech Poznań nie wyzbył się problemów z kruszejącą mentalnością w momencie, gdy musi gonić wynik. Te problemy tylko narosły, o czym świadczy liczba indywidualnych, szkolnych błędów graczy Kolejorza, konsekwentnie karanych stratą kolejnych to bramek.
Pamiętajcie – najważniejsze, to dobrze namoczyć 😉#MAJ9TER pic.twitter.com/BAAAWm0rnn
— Lech Poznań (@LechPoznan) May 25, 2025
Porażka z Cracovią będzie punktem odniesienia. Gdy Lech będzie grał gorzej, gdy będą pojawiać się negatywne symptomy, będą one porównywane do tego, co Duma Wielkopolski zaprezentowała na inauguracje nowego sezonu. Nieistniejący środek pola, brak pomysłu na zamianę posiadania piłki w przeprowadzenie groźnej akcji, notoryczne porażki w walce o górne piłki, te naprawdę niedopuszczalne błędy Gurgula. Ten mecz dla fana Lecha Poznań wyląduje na tej samej półce, co wszystkie najgorsze chwilę, które wyprodukował Kolejorz pod batutą Dariusza Żurawia, Mariusza Rumaka, Nenada Bjelicy, gdy Lech w żenujący sposób wypuścił tytuł mistrzowski z rąk. To będzie ból, który zostanie na długo. To uderzenie „mokrą szmatą” będzie bolało najbardziej – Mistrzostwo Polski miało być nowym otwarciem w historii klubu. Pierwsze próby Lecha w meczach o stawkę kończą się klęską.
Cracovia może jeszcze nie raz zaskoczyć
Z kolei Cracovia może znowuż wykonać krok do przodu w porównaniu z poprzednim sezonem. Wszystkie słabe punkty Lecha Poznań zostały perfekcyjnie wychwycone i wykorzystane przez podopiecznych Elsnera. Z taką analizą przeciwnika, z Minchewem, zdyscyplinowaną defensywą i przede wszystkim zjawiskowym duetem Hasić-Stojilković, Cracovia może jeszcze nieraz zrobić show.
Drugi mecz na początek nowego sezonu @_Ekstraklasa_ również zakończył się na dużej niespodziance.
W Poznaniu @KSCracoviaSA skutecznie wykorzystała błędy @LechPoznan i zwyciężyła aż 4:1!
Czy powinno zapalić się ostrzegawcze światełko dla #Kolejorz?#LPOCRA #Lech #Cracovia pic.twitter.com/pliE8BTDbY
— iGol (@igolpl) July 18, 2025